Nieco ponad tydzień temu miałam zrobiony tatuaż na przedramieniu, który straszliwie się paprze. Opis będzie przydługi.
Po kolei: zaraz po zrobieniu tatuażu pojawił się ogromny żółty siniak dookoła, duże zaczerwienienie i opuchlizna, które zeszły po ok. 4 dniach. Niestety od tego czasu tatuaż się nie goi, a wręcz pogarsza. W kolejnych dniach zaczęły formować się bardzo grube strupy, spod których wydostawała się - ropa? osocze? - wydzielina była dość gęsta, ale bardzo jasna, kremowa, ani żółta, ani tym bardziej zielona, bez zapachu. Pod strupami rany nie goiły się, kiedy strup odpadał (sam z siebie, nie ruszałam nic), pod spodem była wilgotna rana, która po jakimś czasie znów zasychała, a potem rozmakała i tak w kółko, naskórek w ogóle się nie odbudowywał. W tych miejscach nie ma już tuszu, a rany są bardzo głębokie, w widoczny sposób poniżej poziomu zdrowej skóry. Spory ból przy dotyku, poruszaniu ręką, a nawet w bezruchu. Brak wyprysków, ziarnin, wysypki, krostek czy innych oznak uczulenia. Dla jasności: tatuaż był przemywamy mydłem antybakteryjnym, nawilżany kremem, następnie zastosowałam okłady z szałwii (po około 4 dniach, kiedy okazało się, że coś jest nie tak), kilka razy przetarłam octeniseptem, następnie odstawiłam octenisept i kupiłam maść z antybiotykiem, używałam ok doby (4x), ale nie zauważyłam zmiany na lepsze, a ból się wzmagał, więc równo po tygodniu od zrobienia tatuażu (2 dni temu) poszłam do lekarza, który zapisał krem z kortykosteroidem. Nie stwierdził cech zapalenia wymagających leczenia antybiotykiem. Dzisiaj, po dobie stosowania kremu ból zelżał, przyspieszone gojenie fragmentów bez ran, rany w podobnym stanie, ale brak wysięku.
Dla jasności: nie jest to mój pierwszy tatuaż, jestem wytatuowana w ok 40%, nigdy nie miałam podobnego problemu, tatuaże goją się na mnie jak na psie. Tego samego dnia ta sama tatuatorka tatuowała mi również dłoń, tymi samymi tuszami i ta dłoń goi się bezproblemowo. Podejrzewam, że ten tatuaż jest po prostu przeorany, bo wnętrze przedramienia jest jednak delikatnym miejscem, a tatuatorka wbijała igły bardzo głęboko i robiła tatuaż mega szybko (ok 15 minut na całość, trzy kolory). Być może jednak się mylę. Czy ktoś potrafi rozpoznać, co tu poszło nie tak? Oczywiście zdaję sobie sprawę, że pozostaną mi w tym miejscu paskudne blizny, więc moim kolejnym pytaniem jest: jak to uratować? Ile czasu muszę czekać, żeby nanieść jakiekolwiek poprawki? Naprawdę czeka mnie dwa lata noszenia blizn?
Załączam zdjęcie z wczoraj. Te kropki dookoła to część tatuażu, nie wysypka.